poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Wożę się jak bożę

Moja ostatnia jazda w zeszły piątek była bardzo pouczającym doświadczeniem. Blisko godzinę szalałam po placu manewrowym na Reymonta, ćwicząc ósemki i łuk, aże do granic wytrzymałości mojego błędnika. Są pewne postępy w kręceniu, ale nie jest to jeszcze to, co powinno. Instruktor powiedział, że "będzie ze mnie kierowca". Kiedyś....
Gdy wracaliśmy z placu, wyjeżdżałam za jakąś babką z ul. Reymonta w Aleje, skręcając w lewo. I już, już, miałam jechać za ową kobitką, na szczęście zorientowałam się, że coś jest nie tak. Babka skręciła ale w pierwszą nitkę alei, wjeżdżając pod prąd na zatłoczoną ulicę. Niestety aparat miałam na tylnym siedzeniu w torebce, co uniemożliwiło mi nagranie owej sytuacji. Na całej ulicy rozległy się klaksony, a zdezorientowana kobitka wjechała na zieleniak, usiłując się wycofać. Biedna....

Brak komentarzy: